Google przygotowa�o logo na rocznic� urodzin (15 stycznia 1929) Martin-a Luther-a King.
Par� s��w kim by� Martin Luther King
Doktor Martin Luther King, Jr. (ur. 15 stycznia 1929, zm. 4 kwietnia 1968) – pastor baptystyczny, jeden z najwi�kszych przyw�dc�w murzy�skich w historii Stan�w Zjednoczonych, dzia�acz na rzecz r�wnouprawnienia, zniesienia niewolnictwa i dyskryminacji rasowej, laureat pokojowej Nagrody Nobla. Z powodu swojej dzia�alno�ci zamordowany 4 kwietnia 1968 r.
W 1955 roku obroni� prac� doktorsk� na uniwersytecie bosto�skim. Od 1954 by� pastorem ko�cio�a baptyst�w w Montgomery w Alabamie.
Dnia 1 grudnia 1955 r. w stolicy Alabama, Montgomery, powracajaca z pracy szwaczka Rosa Parks, wbrew prawu, odm�wi�a przeniesienia si� na tylne miejsce w miejskim autobusie. Parks zosta�a aresztowana, ale zdarzenie zapocz�tkowa�o wybuch masowych protest�w i wielomiesi�czny bojkot transportu publicznego.
Przez rok (1955-1956) przewodzi� temu bojkotowi autobus�w miejskich w celu zniesienia segregacji rasowej. Stosowa� taktyk� biernego oporu. Wyr�s� na najwi�kszego przyw�dc� murzy�skiego na Po�udniu. Stosowa� r�wnie� taktyk� walki o prawa obywatelskie Murzyn�w polegaj�cej na zajmowaniu przez czarnych student�w miejsc rezerwowanych dla bia�ych w lokalach publicznych (taktyka sit-ins). Poparte to by�o tzw. rajdami wolno�ci, kt�re polega�y na publicznym domaganiu si� w miastach Po�udnia zniesienia segregacji rasowej. U�ywano do tego celu autobus�w, kt�rymi poruszali si� cz�onkowie Kongresu R�wno�ci Rasowej. Po wyst�pieniach w Birmingham w Alabamie w 1963 roku sprowokowa� zaanga�owanie si� administracji J.F. Kennedyego w obronie praw obywatelskich Murzyn�w. W tym samym roku poprowadzi� marsz na Waszyngton, w kt�rym udzia� wzi�o ok. 250 tysi�cy ludzi obu ras. W roku nast�pnym otrzyma� pokojow� nagrod� Nobla. W 1966 roku podj�� nieudan� pr�b� likwidacji slums�w w Chicago. By� przeciwnikiem wojny w Wietnamie. Zastrzelony zosta� w Memphis przez J.E. Raya, kt�rego skazano na 99 lat wi�zienia. Autor m.in. Why We Can’t Wait (1964).
I have a dream – przem�wienie Dr Martin Luther Kinga wyg�oszone na schodach Pomnika Lincolna w Waszyngtonie 28 sierpnia 1963 roku podczas Marszu na Waszyngton.
Jestem szcz�liwy mog�c dzieli� z wami dzisiaj ten moment, kt�ry przejdzie do historii jako najwi�ksza demonstracja za wolno�ci� w historii naszego kraju. Sto lat temu, wielki Amerykanin, pod kt�rego cieniem dzi� stoimy, podpisa� Proklamacj� Emancypacji. Ten wa�ny dekret sta� si� �wiat�em nadziei milion�w murzy�skich niewolnik�w, kt�rzy spalali si� w p�omieniach mia�d��cej niesprawiedliwo�ci. Sta� si� radosnym �witem ko�cz�cym d�ug� noc ich niewoli. Ale sto lat p�niej, Murzyn wci�� nie jest wolny; sto lat p�niej �ycie Murzyna wci�� jest niestety parali�owane przez kajdany segregacji i �a�cuchy dyskryminacji; sto lat p�niej Murzyn �yje na samotnej wyspie biedy po �rodku ogromnego oceanu materialnego dobrobytu; sto lat p�niej Murzyn wci�� pozostaje s�aby i biedny w zak�tkach ameryka�skiego spo�ecze�stwa i tu�a si� w swoim kraju. Tak wi�c przybyli�my tu dzisiaj by udramatyzowa� ten wstydliwy stan. W pewnym sensie przybyli�my do stolicy naszego kraju by zrealizowa� czek. Kiedy tw�rcy naszej republiki pisali wspania�e s�owa naszej Konstytucji oraz Deklaracji Niepodleg�o�ci, podpisali obietnic�, kt�rej podlega ka�dy Amerykanin. Ten zapis by� obietnic�, �e wszyscy ludzie, tak, czarni tak samo jak biali, b�d� mieli zagwarantowane niezbywalne prawa do �ycia, wolno�ci oraz d��enia do szcz�cia. Dzi� jest oczywiste, �e Ameryka nie dotrzyma�a tej obietnicy, �e jej kolorowi mieszka�cy s� zaniepokojeni. Zamiast honorowa� to �wi�te zobowi�zanie, Ameryka da�a Murzynom z�y czek; czek, kt�ry wraca z podpisem „niewystarczaj�ce fundusze”. Ale my nie wierzymy, �e bank sprawiedliwo�ci zbankrutowa�. Nie wierzymy, �e we wspania�ym grobowcu mo�liwo�ci tego kraju mog� by� niewystarczaj�ce fundusze. Tak wi�c przybyli�my zrealizowa� ten czek, czek, kt�ry da nam podstaw� ��dania bogactwa wolno�ci i gwarancji sprawiedliwo�ci. Tak wi�c przybyli�my do tego szanowanego miejsca by przypomnie� Ameryce o pal�cej nag�ej potrzebie dzisiejszego dnia. To nie czas by anga�owa� si� w luksus uspokojenia lub bra� sedatywny lek gradualizmu. Teraz jest czas by uczyni� prawdziw� obietnic� demokracji; teraz jest czas by wyj�� z ciemnego i izolowanego pado�u segregacji na nas�onecznion� drog� rasowej sprawiedliwo�ci; teraz jest czas by d�wign�� nasz nar�d z ruchomych piask�w niesprawiedliwo�ci rasowej do solidnej ska�y braterstwa; teraz jest czas by stworzy� rzeczywist� sprawiedliwo�� dla wszystkich dzieci Boga. By�oby zgubne dla spo�ecze�stwa przeoczenie pilno�ci tego momentu. To upalne lato uzasadnionego niezadowolenia Murzyn�w nie przeminie p�ki nie nastanie orze�wiaj�ca jesie� wolno�ci i r�wno�ci. Rok 1963 nie jest ko�cem, ale pocz�tkiem. A ci, kt�rzy maj� nadziej�, �e Murzyn potrzebuje tylko wypu�ci� par� z ust i teraz b�dzie zadowolony, b�d� mieli nieprzyjemn� pobudk� je�li nar�d powr�ci do swych spraw jak zwykle. Nie b�dzie te� odpoczynku ani spokoju w Ameryce p�ki Murzynowi nie przyzna si� praw obywatelskich. Tr�ba powietrzna buntu wci�� b�dzie trz��� fundamentami tego kraju p�ki nie nastanie jasny dzie� sprawiedliwo�ci. Ale jest co�, co musze powiedzie� moim ludziom, kt�rzy stoj� na ciep�ym progu prowadz�cym do pa�acu sprawiedliwo�ci. W procesie uzyskiwania naszego prawowitego miejsca musimy by� niewinni bezprawnych czyn�w. Pozw�lmy sobie nie szuka� zaspokojenia naszego pragnienie wolno�ci w piciu z fili�anki goryczy i nienawi�ci. Musimy zawsze prowadzi� nasz� walk� na najwy�szym poziomie godno�ci i dyscypliny. Nie mo�emy pozwoli� by nasz tw�rczy proces przerodzi� si� w fizyczn� przemoc. Jeszcze raz i jeszcze raz musimy wznie�� si� do majestatycznej wysoko�ci, gdzie spotykaj� si� si�a psychiczna z si�� duchow�. Fenomenalna nowa bojowo��, kt�ra poch�on�a spo�eczno�� murzy�sk� nie mo�e nas poprowadzi� do nieufno�ci wobec wszystkich bia�ych ludzi, wielu naszych bia�ych braci, dowodem jest ich obecno�ci tutaj, zrozumia�o, �e ich przeznaczenie jest powi�zane z naszym przeznaczeniem i �e ich wolno�� jest nieroz��cznie zwi�zana z nasz� wolno�ci�. Nie mo�emy i�� sami. A jak b�dziemy szli, musimy zobowi�za� si�, �e zawsze b�dziemy maszerowa� naprz�d. Nie mo�emy zawr�ci�. S� tu ci, kt�rzy pytaj� entuzjast�w praw cywilnych „Kiedy b�dziecie zadowoleni?”: Nigdy nie b�dziemy zadowoleni, jak d�ugo Murzyn jest ofiar� niewypowiedzianego horroru policyjnej brutalno�ci. Nigdy nie b�dziemy zadowoleni, jak d�ugo nasze cia�a, oci�a�e od trud�w podr�y nie b�d� mog�y korzysta� z motel�w przy autostradach i hotel�w w miastach. Nigdy nie b�dziemy zadowoleni, jak d�ugo podstawowym ruchem b�dzie przeniesienie si� z ma�ego getta do wi�kszego. Nigdy nie b�dziemy zadowoleni, jak d�ugo nasze dzieci s� pozbawiane ich osobowo�ci i ograbiane z ich godno�ci przez oznaczenia m�wi�ce „tylko dla bia�ych”. Nigdy nie b�dziemy zadowoleni, jak d�ugo Murzyn w Mississippi nie mo�e g�osowa�, a Murzyn w Nowym Jorku wierzy, �e nie za czym g�osowa�. Nie, nie jeste�my zadowoleni, i wci�� nie b�dziemy zadowoleni p�ki sprawiedliwo�� nie rozleje si� jak wody, a prawo�� nie wyp�ynie jak pot�ny strumie�. Zwa�am na to, i� cz�� z was przyby�a tu wyrazi� nieopisane utrapienia i bole�ci. Cz�� z was przyby�a z dopiero co opuszczonych w�skich cel wi�ziennych. Cz�� z was przyby�a z teren�w, gdzie wasza pogo� za wolno�ci� zosta�a sponiewierana przez nawa�nice prze�ladowa� i oszo�omiona przez podmuchy policyjnej brutalno�ci. Jeste�cie weteranami produktywnego cierpienia. Kontynuujcie dzia�anie z wiar�, �e niezas�u�one cierpienie si� zwr�ci. Wr��cie do Mississippi; wr��cie do Alabamy; wr��cie do Luizjany; wr��cie do slums�w i gett p�nocnych miast, wiedz�c, �e jako� ta sytuacja mo�e by� i b�dzie zmieniona. Nie pozw�lmy sobie tarza� si� w tym padole rozpaczy. Tak wi�c m�wi� do was, moi przyjaciele, �e nawet cho�by�my mieli napotyka� trudno�ci dzi� i jutro, wci�� mam marzenie. To marzenie g��boko zakorzenione w ameryka�skim marzeniu, �e pewnego dnia ten nar�d powstanie i prze�yje prawdziwe znaczenie swego kredo: Trzymamy si� tych prawd by by�o oczywiste, �e wszyscy ludzie stworzeni zostali r�wnymi. Mam marzenie, �e pewnego dnia, na czerwonych wzg�rzach Georgii, synowie by�ych niewolnik�w i synowie ich w�a�cicieli b�d� mogli usi��� razem przy stole braterstwa. Mam marzenie, �e pewnego dnia nawet stan Mississippi, stan upalny od gor�ca niesprawiedliwo�ci, upalny od gor�ca ucisku b�dzie przekszta�cony w oaz� wolno�ci i sprawiedliwo�ci. Mam marzenie, �e czw�rka moich ma�ych dzieci b�dzie pewnego dnia �y�a w kraju, gdzie nie b�d� os�dzane po kolorze ich sk�ry ale po istocie ich osobowo�ci. Mam dzi� marzenie! Mam marzenie, �e pewnego dnia w Alabamie, z jej zajad�ymi rasistami, z jej gubernatorem, z kt�rego ust s�cz� si� s�owa wprowadzania i anulowania; pewnego dnia w�a�nie w Alabamie mali czarni ch�opcy i czarne dziewcz�ta b�d� mogli wzi�� si� za r�ce z ma�ymi bia�ymi ch�opcami i bia�ymi dziewcz�tami jak bracia i siostry. Mam dzi� marzenie! Mam marzenie, �e pewnego dnia ka�da dolina b�dzie wyniesiona, ka�dy szczyt i g�ra obni�ona, szorstkie miejsca wyg�adzone, krzywe wyprostowane, a chwa�a Pana objawiona i wszyscy ludzie to razem zobacz�. To nasza nadzieja. To jest wiara, z kt�r� wr�c� na Po�udnie. Z t� wiar� b�dziemy mogli wyku� z g�ry rozpaczy ska�� nadziei. Z t� wiar� b�dziemy zdolni do zmiany brz�cz�cych dysonans�w w naszym kraju w pi�kn� symfoni� braterstwa. Z t� wiar� b�dziemy zdolni do wsp�lnego dzia�ania, do wsp�lnej modlitwy, do wsp�lnej walki, do p�j�cia razem do wi�zienia, do wsp�lnego stani�cia w obronie wolno�ci, wiedz�c, �e pewnego dnia b�dziemy wolni. I to b�dzie dzie�, to b�dzie dzie�, kiedy dzieci Boga b�d� mog�y �piewa� z nowym znaczeniem s�owa – „Moja ziemio, to o tobie; s�odka kraino wolno�ci; o tobie �piewam. Ziemio gdzie m�j ojciec umar�, ziemio dumy pielgrzyma; z ka�dej strony g�r, niech zabrzmi wolno��”1 – je�li Ameryka ma by� wielkim narodem, to musi sta� si� prawd�. A wi�c niech wolno�� zabrzmi z ogromnych szczyt�w New Hampshire. Niech wolno�� zabrzmi z pot�nych g�r Nowego Jorku. Niech wolno�� zabrzmi z najwy�szych cz�ci wy�yny Allegheny w Pensylwanii. Niech wolno�� zabrzmi z pokrytych �niegiem G�r Skalistych Kolorado. Niech wolno�� zabrzmi z krzywych skarp Kalifornii. Ale nie tylko stamt�d. Niech wolno�� zabrzmi z Stone Mountain w Georgii Niech wolno�� zabrzmi z Lookout Mountain w Tennessee. Niech wolno�� zabrzmi z ka�dego wzg�rza i pag�rka w Mississippi, z ka�dej strony wzniesie� niech zabrzmi wolno��. A kiedy to si� stanie, kiedy pozwolimy zabrzmie� wolno�ci, kiedy pozwolimy jej zabrzmie� z ka�dego miasteczka i wioski, z ka�dego stanu i miasta, b�dziemy mogli przyspieszy� nadej�cie tego dnia, kiedy wszystkie dzieci Boga – czarni i biali, �ydzi i Niemormoni, Katolicy i Protestanci – b�d� mogli wzi�� si� za r�ce i �piewa� s�owa starej murzy�skiej pie�ni duchowej „W ko�cu wolni, w ko�cu wolni; dzi�ki Wszechmocnemu Bogu, jeste�my w ko�cu wolni.”
�r�d�o: Wikipedia
Tekst udost�pniany na licencji GNU Free Documentation License.